Pierwszym punktem dzisiejszego programu jest Raufarhólshellir. To podziemny tunel długości 1350 m – jaskinia powstała z płynącej lawy. W środku podobno są lodowe stalagmity. My jednak nie wchodziliśmy tak daleko by je zobaczyć, chociaż namiastkę tych widoków mieliśmy przy wejściu – było ich kilka, ale ułamanych. Głębiej tunel był bardzo ciemny i nasze latarki nie potrafiły wbić się w tą ciemność. Do tego droga po wielkich kamieniach stawała sie niebezpieczna. Daliśmy za wygraną.
Jedziemy terenową drogą 427. Spotykamy stado owiec zaganianych przez pasterskie psy. Widzimy, jak współpracują przy swej pracy, jak słuchają swego pana. Bez psów ludzie nic by nie zrobili.
Kawałek dalej, przy jeziorze jedziemy przez chmurę owadów. To jakby komary, muszki – nie wiemy co i nawet nie chcemy wiedzieć. Tych latających paskudztw jest taka ilość, że wydają sie być kurzem – jednak to nie pył, nie kurz – to latające owady, oblepiające sobą lusterka, szyby, wycieraczki – dobrze, że nie musimy wychodzić z samochodu. Jeszcze długo zmasakrowane, przyklejone odwłoki trzymają się auta.
Dojeżdżamy do Seltún. Występują tu pola geotermalne, na których wybudowano trasę wycieczkową. Są poukładane pomosty drewniane, po których można chodzić i podziwiać zjawiska bulgotania wody, błota, syczenia wyziewów siarkowych. Niezwykłe kolory skał i ziemi uwydatnia słońce, które nam przyświecało, pomagając robić zdjęcia. Po wycieczce podjechaliśmy pod krater Grænavatn, gdzie urządziliśmy sobie przerwę na małe co-nieco, czyli obiadek, palce lizać.
Jadąc dalej stwierdziliśmy, że jutro będziemy w stolicy Islandii, w Reykjaviku. Nasze auta są tak zakurzone i brudne, że wstyd. Ale na szczęście na Islandii wody ci dostatek. Na prawie każdej stacji benzynowej są stanowiska do mycia aut z kurzu. Wąż z potężną szczotą – wszak tu samochody są wysokie – załatwia wszystko. Tak więc w miasteczku Grindavik dokonaliśmy kąpieli naszych autek - a, że pogoda była wietrzna, pył wodny wykąpał i nas przy tej okazji.
Po tych zabiegach odwiedziliśmy Błękitną Lagunę. Kąpielisko Bláa Lónið to jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych na Islandii. Kąpielisko jest zasilane wodą z pobliskich źródeł geotermalnych. Woda pochodzi z głębokości 2000 metrów i jest pełna soli mineralnych, które mają szereg właściwości zdrowotnych, przede wszystkim leczy choroby skóry. Temperatura wody przy ujściu z ziemi wynosi stale 70 stopni Celsjusza. Laguna otwarta jest przez cały rok, siedem dni w tygodniu. Woda ma zaskakujący mleczno-niebieski kolor, jest bardzo ciepła, okolica jest pokryta czarną lawą, wszędzie wokół unoszą się kłęby pary. Wszystko razem robi niezwykłe wrażenie, jak w innym świecie.
Historia tego miejsca jest nieco dziwna. Zaczęło się wszystko w 1976 roku, gdy lokalna spółdzielnia grzewcza Suburnes szukała dla bazy NATO w Keflaviku źródeł energii. Natrafiono całkiem przypadkiem na czarne pole lawy, pod którymi aż kipiało od gorących źródeł termalnych. Wykonano kilka odwiertów a pobliskie tereny zostały zalane przez sporą ilość wody, którą potraktowano jak ściek. Wyjątkowa duża zawartość krzemionki w wodzie spowodowała, iż woda zamiast wsiąknąć, uszczelniła teren. Powstało jezioro o przepięknym niebieskim kolorze i białym śliskim dnie.
Początkowo ludzie się tu podkradali, by popływać i nacieszyć się ciepłą wodą a plotki o leczniczych właściwościach zbiornika rozniosły się lotem błyskawicy. W 1999 roku oficjalnie otwarto tu basen i spa o nazwie Blue Lagoon. W niespełna 10 lat stało się to miejsce najbardziej rozpoznawanym i najczęściej odwiedzanym obowiązkowym punktem każdej wycieczki na Islandię. Woda, która znajduje się w basenie to nic innego jak skroplona para wodna pochodząca z głębokiego na 1600 metrów pod poziomem ujęcia wody. Swój niebieski kolor zawdzięcza zielono-niebieskim glonom, które żyją tylko w gorących źródłach. Mleczno-białe podłoże to efekt dużej zawartości krzemionki. Zarówno krzemionka i glony mają zbawienne właściwości dla skóry, co zaowocowało powstaniem na terenie basenu kliniki leczącej choroby skóry.
Ostatnim punktem dnia jest wizyta na kontynencie amerykańskim. Tak, tak – nie kłamię. Przez Islandię przebiega spotkanie dwóch płyt tektonicznych; Eroazjatyckiej i Amerykańskiej. Są miejsca, gdzie wyraźnie widać brzegi tych płyt. Właśnie tutaj, w MidPoint postawiono most Alfagja łączący dwa kontynenty. Ciekawa sprawa, pobudzająca wyobraźnię. Można jedną noga stać w Ameryce a drugą w Europie.
... na więcej zdjęć zapraszamy do galerii na www.mikgancarczyk.pl ...