Budzimy się jak co rano, lecz tym razem z naszej sypialni widać piękny wodospad. Przez całą noc jego szum i grzmoty doprowadzały nas do nerwów. Niby łagodnie nas podtrzymywał w błogim śnie ale ... nagle uświadamiamy sobie, że to może nie grzmot wodospadu a wybuch wulkanu. Wszak za naszymi plecami jest słynny wulkan Eyjafjallajökull. Czyżby się obudził? Pamiętacie? To właśnie TEN Eyjafjallajökull – czynny, podlodowcowy wulkan (1666 m n.p.m.) w masywie Eyjafjöll w południowej Islandii, położony na zachód od wulkanu Katla w pobliżu lodowca Eyjafjallajökull tyle nabroił w 2010 roku!
Trudna do wymówienia nazwa wulkanu składa się z trzech słów, które w języku islandzkim oznaczają lodowiec masywu Eyja (nazwa masywu pochodzi z kolei od słowa 'wyspa'). W ciągu ostatnich 1100 lat do erupcji Eyjafjallajökull dochodziło czterokrotnie: w 920, 1612, 1821-1823 i w 2010. W pierwszych trzech przypadkach wkrótce następowała erupcja pobliskiego wulkanu Katla.
Aktywność sejsmiczna pod lodowcem Eyjafjallajökull (Eyjafjallajoekull) rozpoczęła się pod koniec grudnia 2009 i przejawiła się jako tysiące drobnych trzęsień ziemi o natężeniu 1 - 2 stopni. 26 lutego 2010 Islandzki Instytut Meteorologiczny za pomocą przyrządów GPS zlokalizowanych w okolicach Þorvaldseyri około 15 kilometrów na południowy wschód od miejsca wybuchu określił, że doszło do przemieszczenia się skorupy ziemskiej o 3 cm w kierunku południowym, z czego 1 cm przemieszczenia miał miejsce w przeciągu ostatnich czterech dni. Ta aktywność sejsmiczna została wywołana przez ciśnienie powstające przy przesuwaniu się magmy spod skorupy ziemskiej do komory wulkanu. Nasilenie się aktywności sejsmicznej nastąpiło pomiędzy 3 i 5 marca. W okresie tym zarejestrowano około 3 tysięcy drobnych, odczuwalnych w okolicznych miastach trzęsień ziemi o nasileniu około 2 stopni.
Ostatecznie erupcja wulkanu Eyjafjallajökull nastąpiła 20 marca 2010. Szczelina wulkaniczna miała około 500 m długości, przebieg z północnego-wschodu na południowy-zachód. Od 10 do 12 zlokalizowanych na jej linii kominów wulkanicznych wyrzucało lawę oliwinowo-bazaltową o temperaturze około 1.000 °C (1.800 °F) na wysokość do 150 m. Druga szczelina powstała 31 marca około 200 m na północny zachód od pierwszej. Miała ona około 300 m długości a wydobywająca się lawa płynęła do kanionu Hvannárgil. Nie zarejestrowano przy jej powstaniu żadnej aktywności sejsmicznej ani też przesunięcia skorupy. Obie szczeliny mają ten sam komin wulkaniczny.
Wybuch doprowadził do emisji do atmosfery chmury pyłów wulkanicznych, która spowodowała zakłócenia lotów na terenie całej północnej Europy. Loty z głównych lotnisk zostały zawieszone 15 kwietnia 2010 w Belgii, Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Francji, Islandii, Hiszpanii, Holandii, na Litwie, na Łotwie, w Niemczech, Norwegii, Irlandii, Rosji, Szwecji i Wielkiej Brytanii. 15 kwietnia od godziny 20:00 CEST Polska zamknęła strefę powietrzną nad północną częścią kraju. 16 kwietnia od 8:00 zamknięto przestrzeń powietrzną nad Polską centralną i południowo–zachodnią, a o 12:00 lotnisko w Krakowie. Wieczorem po wyłączeniu lotniska w Rzeszowie, zamknięta została cała przestrzeń powietrzna nad Polską. Wykonywane mogły być tylko loty na małej wysokości, poniżej podstawy chmury pyłu wulkanicznego (ok. 6 km). 16 kwietnia zamknięto część lub całość przestrzeni powietrznej w kolejnych krajach europejskich: Austrii, Mołdawii, na Słowacji, w Szwajcarii, na Węgrzech i we Włoszech. 17 kwietnia zamknięto przestrzeń powietrzną nad Bośnią i Hercegowiną, Chorwacją, Czarnogórą, Rumunią i Serbią.
Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych oszacowało, że światowe linie lotnicze ponoszą w związku z erupcją i odwołaniem lotów straty rzędu 200 mln USD dziennie. 16 kwietnia w europejskiej przestrzeni powietrznej odbyło się 11 659 lotów z planowanych 28 597, 17 kwietnia było to 4 886 z 22 653, 18 kwietnia 4 000 z 24 965.
Ograniczenia w ruchu lotniczym miały szczególnie istotne znaczenie dla Polski, gdyż były powodem odwołania wielu oficjalnych delegacji zagranicznych udających się na odbywające się w dniach 17-18 kwietnia uroczystości pogrzebowe pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich.
Przeczytaliśmy sobie tą notatkę i aż ciarki nam przeszły po plecach. A my jesteśmy tylko 10 km od tego miejsca! Strach się bać.
Ruszamy drogą nr 1 na zachód. Odwiedzamy Seljalandsfoss – duży wodospad, za który można wejść. Wchodzimy więc odważnie – kończy sie to kompletnym przemoczeniem ubrań. Tym razem nie wzięliśmy sprzętu foto – szkoda nam go było utopić.
Przejeżdżamy przez miasteczko Hvolsvöllur. Znajdujemy bezpłatne WiFi, uzupełniamy dane na serwerze i idziemy na publiczny basen. Ale tu fajnie. Ciepła woda w basenie z torami do pływania. Obok legowisko wodne o temperaturze 30°C. Dalej mały basenik do siedzenia z wodą 36°C. W basenie tym podają kawę z mlekiem. Cena bardzo niska, w granicach 12 zł bez limitu czasowego a co najważniejsze, że na basenie tym byliśmy tylko my i jeszcze jedna rodzina. Warto się tu zatrzymać dla wygrzania starych kości.
Jedziemy do dużego miasta Selfoss. Trzeba uzupełnić zapasy, napoić auta. Przy samym wjeździe do miasta uśmiecha sie do nas świnka sklepu Bonus. Kupujemy podstawowe produkty ... między innymi jaja ... co w tym dziwnego? A no to, że tutaj, na Islandii, jaja kupuje się nie na sztuki tylko na wagę – więc kupujemy 0.7 kg jajek, czyli tradycyjna zgrzewka 10 jaj. Fajnie, prawda? Na pobliskiej stacji benzynowej sieci Orkan, tym razem manipulacja zniżkowymi i płatniczymi kartami udała sie nam znakomicie. Zatankowaliśmy do pełna + dodatkowe paliwo na dach – wszak wjeżdżamy w interior gdzie nie ma stacji benzynowych a nasze auta, w terenie, przy napędzie 4x4 palą jak smoki.
Zjeżdżamy w interior z "jedynki" w drogę nr 32. Docieramy górską drogą do Stöng. Tutaj znajdują się wykopaliska starych domów Wikingów. W innym miejscu wielkie chaty całe przykryte długimi, bujnymi trawami rosnącymi na dachach. Niezły widok.
Dalej jedziemy, także wyboista drogą, do przepięknego wodospadu w górach, drugiego co do wysokości na Islandii – Háifoss. No proszę państwa, to jest wodospad! Stoimy na krawędzi kanionu a pod nami chyba z 300 m w dół. Strach podejść. Ale widok zapiera dech. Warto się było tłuc tą górską drogą dla tego widoku. Polecamy.
Dojeżdżamy do drogi F208. Wiedzie do krainy Landmannalaugar. Jest to trasa od północy, najłatwiejsza do pokonania, bez brodów. Na dobrą sprawę można dojechać i osobowym samochodem. Po drodze wspaniałe widoki.
Późno w nocy rozbijamy biwak. Grillujemy – jest to właściwie nasza kolacjo-śniadanie, bo kończymy jeść dobrze po północy. Idziemy spać nad ranem – jutro, a właściwie już dzisiaj czeka nas dużo atrakcji i wycieczek pieszych po Krainie Landmannalaugar.
... na więcej zdjęć zapraszamy do galerii na www.mikgancarczyk.pl ...