I rzeczywiście, zrobiła się ładna pogoda. No może nie tak od razu, jak tylko otworzyliśmy oczy, ale po śniadaniu przestało padać i zabłysły pierwsze, nieśmiałe promyki słońca. Poszliśmy zwiedzić Tjørnuvik, miasteczko w którym nocowaliśmy. W oddali z morza wyrastały skały, zwane Trolami. Teraz w słońcu prezentowały się dużo ciekawiej. W morzu kąpały się dzieci, piszcząc przy każdej nadciągającej fali. To chyba zajęcia WF z pobliskiej szkoły – rodzaj hartowania, gdyż temperatura na polu wynosiła około 7°C. Zimny chów. Zwiedziliśmy także stary cmentarz miejski otoczony kamiennym murem, strzegącym tego miejsca przed wszechobecnymi owcami.
Jedziemy na sąsiednią wyspę Eysturoy. Pogoda się ustabilizowała – nie pada, nie siąpi, nie leje! Jedziemy wzdłuż wybrzeża i widzimy znowu zajęcia szkolne w ramach – no właśnie, czy to WF, czy jakiś inny przedmiot typu "przysposobienie do życia wśród wysp" – kilkanaście dzieciaków ubranych w kamizelki ćwiczy pływanie na łódkach. To mi się podoba, fajne lekcje. Wspominałem już wcześniej o niesamowitej czystości w krajach skandynawskich. Oczywiście nigdzie, ale to naprawdę nigdzie nie zauważyliśmy jakichkolwiek śmieci, żadnych papierków, niedopałków papierosów, wysypisk – ZERO ZANIECZYSZCZEŃ!
Jedziemy dalej. Słoneczko przygrzewa stabilnie, choć nadal jest około 7 stopni. Znowu miasteczko i dzieciaki idące do szkoły z wielkimi tornistrami, ale jak ubrane? Podkoszulek z krótkim rękawem, długie spodnie wełniane typu dresowego, niektóre mają wełniane czapki – tu wszystkie ubrania są z wełny, bo też wełny na Wyspach Owczych ci dostatek. Jakieś dziecko chyba zapomniało butów, albo nie chciało mu się przebierać więc szło w samych skarpetkach – przecież droga była sucha i ... czysta.
Dojechaliśmy do Gjogv. Malownicze miejsce i ... zachciało nam się nicnierobienia. Po prostu usiedliśmy sobie na stołeczkach do słonka i myśleliśmy o ... niczym. I to jest właśnie to, co tygryski lubią najbardziej. Przypomniałem sobie te dzieci kąpiące się w morzu. Może by tak spróbować? Wszedłem do kolan do wody, napiłem się jej – stwierdzam, że jest słona. I to wszystko. Na kąpiel nikt mnie nie namówi.
Po obiadku pojechaliśmy jeszcze w kilka miejsc na wyspie, ale nim bardziej na południe Eysturoy, tym pogoda gorsza, aż do opadów deszczu włącznie, więc zwiedzanie ograniczyło się do podziwiania krajobrazów przez szyby samochodu.
Na nocleg wróciliśmy do znanego nam już miejsca Kirkjubøur, gdzie po wieczornym spacerze nad brzegiem morza, przy ledwo zachodzącym w tych szerokościach w czerwcu słońcu, podziwialiśmy zatokę, ptaki i oczywiście owieczki. Teraz, kończąc pisać wspomnienie dnia dzisiejszego jest godzina 0:24 czasu lokalnego (w Polsce jest już 1:24) i nadal jest jasno – tak jasno, że da się czytać gazetę. Nastały "białe noce".
Idę spać, bo jutro, przepraszam – już dzisiaj o 15:30 (ale jeszcze nie wiem jakiego czasu – chyba lokalnego) wypływamy w dalszą podróż – kierunek Islandia. Dobranoc.
... na więcej zdjęć zapraszamy do galerii na www.mikgancarczyk.pl ...